Jeżeli chodzi więc o pocztę, to poczty nie ma. A do tego jak na instytucję nie istniejącą, działa o niebo lepiej niż w Polsce.
Ale jak to?
Otóż poczty jako takiej nie ma, bo została "uwolniona" czyli w jakiś tam ichniejszy sposób sprywatyzowana.
Znaczki kupuje się w sklepach, marketach, butikach z pamiątkami, czyli wszędzie. Kiedy mamy coś ważniejszego do wysłania, jak za potwierdzeniem, idziemy do sklepu w którym jest punkt pocztowy.
Odwiedziłam dziś takowy, w sklepie z tytoniem. I lodami.
Pani obsługująca wyglądała albo na nową, albo na niezbyt często używającą komputera. Wpisywanie danych jednym palcem może trwać naprawdę długo. Na szczęście dotyczyło to klientki przede mną, a nie mnie samej. No bo jeśli o to chodzi to obserwując Panią przy komputerze myślałam o tym, że ja bym to milion razy już wpisała i najlepiej by było, jakby mnie dopuściła do klawiatury. Zaraz potem moje myśli wróciły na typowo polaczkowy tor: "Przecież nie pozwoli mi podejść do służbowego komputera, będę czekać wieki".
Aż tu, niespodzianka! Zostałam poproszona o wpisanie adresu z koperty. I znów mi się przypomniało, że w tym kraju nie traktuje się ludzi jak złodziei... Rach ciach i list wysłany.
I tutaj kolejne zdziwienie, bo miał być z potwierdzeniem. No i faktycznie, dostałam numer przesyłki na wydrukowanym kwitku. I tyle. Żadnych żółtych karteczek, milionowych dopłat i nie wiadomo czego jeszcze. Widać tutaj wystarczy wpis w systemie i nie potrzeba miliona podpisów i żółtego papieru, którego nawiasem i tak nikt prawie nie odsyła.
No ale to byłam moja przygoda i gdzie to działanie lepsze niż w kraju?
Otóż w wielkim szoku jestem każdorazowo znajdując wieczorem list z pismem z aktualną datą. Nie jak u nas, gdzie przesyłka Gdańsk-Gdańsk idzie 2 tygodnie, o ile się nie zgubi...
A ponadto bez problemu dostaję wszystkie przesyłki, mimo braku nr na drzwiach i nazwiska na wykazie... A u nas ciągle problem mają...
Ale jak to?
Otóż poczty jako takiej nie ma, bo została "uwolniona" czyli w jakiś tam ichniejszy sposób sprywatyzowana.
Znaczki kupuje się w sklepach, marketach, butikach z pamiątkami, czyli wszędzie. Kiedy mamy coś ważniejszego do wysłania, jak za potwierdzeniem, idziemy do sklepu w którym jest punkt pocztowy.
Odwiedziłam dziś takowy, w sklepie z tytoniem. I lodami.
Pani obsługująca wyglądała albo na nową, albo na niezbyt często używającą komputera. Wpisywanie danych jednym palcem może trwać naprawdę długo. Na szczęście dotyczyło to klientki przede mną, a nie mnie samej. No bo jeśli o to chodzi to obserwując Panią przy komputerze myślałam o tym, że ja bym to milion razy już wpisała i najlepiej by było, jakby mnie dopuściła do klawiatury. Zaraz potem moje myśli wróciły na typowo polaczkowy tor: "Przecież nie pozwoli mi podejść do służbowego komputera, będę czekać wieki".
Aż tu, niespodzianka! Zostałam poproszona o wpisanie adresu z koperty. I znów mi się przypomniało, że w tym kraju nie traktuje się ludzi jak złodziei... Rach ciach i list wysłany.
I tutaj kolejne zdziwienie, bo miał być z potwierdzeniem. No i faktycznie, dostałam numer przesyłki na wydrukowanym kwitku. I tyle. Żadnych żółtych karteczek, milionowych dopłat i nie wiadomo czego jeszcze. Widać tutaj wystarczy wpis w systemie i nie potrzeba miliona podpisów i żółtego papieru, którego nawiasem i tak nikt prawie nie odsyła.
No ale to byłam moja przygoda i gdzie to działanie lepsze niż w kraju?
Otóż w wielkim szoku jestem każdorazowo znajdując wieczorem list z pismem z aktualną datą. Nie jak u nas, gdzie przesyłka Gdańsk-Gdańsk idzie 2 tygodnie, o ile się nie zgubi...
A ponadto bez problemu dostaję wszystkie przesyłki, mimo braku nr na drzwiach i nazwiska na wykazie... A u nas ciągle problem mają...